Zaczęliśmy się z Mike'm namiętnie całować. Czułem, że zrobiłam źle, całująć Louisa. On powinien to wiedzieć..
Powiem mu, ale nie teraz. Przecież jutro musi iść do szpitala zrboić badania, załamałby się jeszcze bardziej. Nie chcę, żeby był załamany, kocham go i chcę jego szczęścia.
Całowaliśmy się, a ja czułem się jak zdrajca, pomimo, że powiedziałam mu, że chcę się z nim kochać. Nie mogłem. Postanowiłem mu o tym oznajmić. Ale w tym samym momencie usłyszałem dzwonek. Ktoś postanowił nas odwiedzić. Czemu o tak późnej porze?
- Ja otworzę. - powiedział Mike i zapinając guziki od koszuli wstał otworzyć drzwi.
Ja mogłem się tylko domyślać kto to, może sąsiadka potrzebuje cukier. Tysiące myśli przeszło mi przez głowę. Ale moje "myślenie" przerwał wbiegający do pokoju Louis.
- Louis, co się stało? - zapytał Mike
Louis był strasznie zdyszany, jakby cały czas biegł. Ledwo mógł złapać oddech. Ale gdy już wszystko było w porządku odpowiedział:
- Eleanor zaczęła rodzić. - oznajmił nam zdyszanym głosem
- Ale to przecież kilka tygodni przed terminem - odezwałem się.
- Właśnie, coś może być dziecku.. Być może mojemu... - powiedział Louis.
- To czemu nie pojechałeś do szpitala? - zapytałem
- Właśnie po to tu przybiegłem. Nie mam jak, autobusy tu nie jeżdżą, na stopa też nikt nie chciał mnie wziąć. I chciałem zapytać, czy mnie nie podwieziecie?
- Jasne! - krzyknął Mike - Chodźcie szybko do samochodu!
Z Tomlinsonem szybko wstalismy z kanapy i pobiegliśmy w trójkę do samochodu. Kilka minut później byliśmy na miejscu. Pobiegliśmy do sali, w której rodziła Eleanor.
Właśnie w tym problem .. Nie wiedzieliśmy dokąd biegniemy. Wszyscy byli tak zestresowani, że zapomnieliśmy zapytać, gdzie jest Calder. Mike zachował "zimną krew" i wrócił zapytać się, gdzie jest Eleanor. Po niecałych dwóch minutach wrócił i powiedział, że na drugim piętrze, sala nr 8 . Biegliśmy do windy. Niestety nie zdążyliśmy, a na drugą nie mogliśmy czekać.
Postanowiliśmy biec schodami. Zdyszani dotarliśmy na miejsce, Ale jedno nas zdziwiło.. Przed salą, gdzie rodziła Elka stałten jej przyjaciel.
Loui od razu na niego "naskoczył" i zapytał:
- A co ty tu kurwa robisz?
środa, 18 września 2013
środa, 11 września 2013
Rozdział 39
-przepraszam...- wyszedłem . Zobaczyłem Mike'a
-hej kochanie- podszedł do mnie
-hej słońce- chciałem pocałować jego policzek, ale w ostatniej chwili przesunął głowę i musnąłem jego wargi. Oddał gest, było cudownie. Oderwaliśmy się od siebie po jakiś pięciu minutach, a uśmiech sam wkradł mi się na twarz.
-chodźmy do domu Mike
-jasne- chwycił moją dłoń, splotłem nasze palce.
*** W domu ***
Siedzieliśmy na kanapie wtuleni w siebie. Śmialiśmy się i rozmawialiśmy o ważnych i nieważnych sprawach. Kochałem Lou, ale bałem się... nie chciałem zostawić Mike. Jest chory, ale go kocham i to mocno
-Hazz bylem dziś u lekarza...
-i co powiedzieli?!- przestraszyłem się
-że został mi tydzień może dwa...- szepnął całując moją szyję
-a...ale jak to?!
-kochanie... chcę abyś był szczęśliwy
-nie będę z tobą...
-nacieszmy się sobą... ja wiem że jak umrę to Louis da ci szczęście, ale w moich ostatnich dniach chcę ci dać tyle ile mogę...- szepnął
-Kocham cię Mike.... będzie mi cię strasznie brakowało
-też cię kocham...
-Mike... nawiązując do poprzedniej rozmowy...
-chcesz?
-tak... Mike chcę... kocham cię- pocałowałem go, oddał pocałunek...
-hej kochanie- podszedł do mnie
-hej słońce- chciałem pocałować jego policzek, ale w ostatniej chwili przesunął głowę i musnąłem jego wargi. Oddał gest, było cudownie. Oderwaliśmy się od siebie po jakiś pięciu minutach, a uśmiech sam wkradł mi się na twarz.
-chodźmy do domu Mike
-jasne- chwycił moją dłoń, splotłem nasze palce.
*** W domu ***
Siedzieliśmy na kanapie wtuleni w siebie. Śmialiśmy się i rozmawialiśmy o ważnych i nieważnych sprawach. Kochałem Lou, ale bałem się... nie chciałem zostawić Mike. Jest chory, ale go kocham i to mocno
-Hazz bylem dziś u lekarza...
-i co powiedzieli?!- przestraszyłem się
-że został mi tydzień może dwa...- szepnął całując moją szyję
-a...ale jak to?!
-kochanie... chcę abyś był szczęśliwy
-nie będę z tobą...
-nacieszmy się sobą... ja wiem że jak umrę to Louis da ci szczęście, ale w moich ostatnich dniach chcę ci dać tyle ile mogę...- szepnął
-Kocham cię Mike.... będzie mi cię strasznie brakowało
-też cię kocham...
-Mike... nawiązując do poprzedniej rozmowy...
-chcesz?
-tak... Mike chcę... kocham cię- pocałowałem go, oddał pocałunek...
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)